poniedziałek, 11 marca 2013

Walerianka super star



Zawsze zarzekałam się, że nie marzy mi  się światowa popularność. Z niejakim politowaniem patrzyłam na ludzi z parciem na szkło. Mnie cieszyło moje anonimowe pisanie tekstów w internecie i spokojny, niczym nie wyróżniający się żywot. Najwyraźniej jednak całe to gadanie to jedynie snobistyczne pozy. Musi mnie kręcić robienie za lokalną super star, skoro ciągle ląduję w miejscach, w których moja uroda budzi nie małą sensację.

[gdzieś w Wietnamie]

Jestem obecnie w Chinach i przyznam się szczerze, że najbardziej lubię tutejsze wieczory. Nieopodal domu jest przepiękny park, po którym uwielbiam się przechadzać. Pomijając urodę zakątka, rozświetlanego wieczorami ferią barw i świateł, lubię te wieczorne spacerki z jeszcze innego powodu. Jest ciemno, a co za tym idzie, prawdopodobieństwo, że ktoś się zorientuje, że jestem biała, drastycznie spada. Zakładam wtedy bluzę z kapturem i wreszcie mogę pospacerować jak normalny człowiek. Bez ciągłego pokazywania mnie sobie palcami, bezpardonowego gapienia się i rozdziawionych buź, gdy przechodzę obok.

Przemykając pod osłoną nocy i chowając się w przydużych ciuchach, czuję się jak więzienny zbieg albo jakaś celebrity… Dzięki takim doświadczeniom nie trudno mi wczuć się w niedolę gwiazd k-popu, o których tyle piszę. Jasne, że oni muszą kochać uwielbienie tłumów zdecydowanie bardziej niż ja. Skierowana w ich stronę miłość jest również wprost proporcjonalnie większa. Mogę jednak zrozumieć, że nawet oni mają czasami dość. Człowiek potrzebuje chwili świętego spokoju. Przejścia się ulicą bez gradu spojrzeń i nieuniknionej sensacji. Mnie w większości bawi uwaga, jaką obdarzają mnie ludzie. Są jednak chwile, kiedy mam ochotę wydzióbać im te skośne oczyska…

 [Walerianka gangsta style!
no dobra, do noszenia maseczki jeszcze się nie posunęłam, ale zakupiłam na wszelkie „W”.
Zbliża mi się okres, więc robię się dość drażliwa…]

A i tak tutaj nie jest źle. Jak przypomnę sobie Indie albo choćby Maroko… Cud chyba sprawił, że nie stałam się przyczyną niczyjej śmierci, gdy ludzie oglądali się za mną, przechodząc przez ulice (a kto był w Azji albo krajach arabskich wie, że przechodzenie przez ulicę to sport ekstremalny), albo pomykając na swoich skuterkach. W Indiach nieznajomi ludzie prosili mnie, bym zrobiła sobie z nimi zdjęcie, inni chcieli jedynie uścisnąć moją rękę, inni choćby musnąć mojego ramienia czy włosów…

Czasem mam wrażenie, że ludzie traktują mnie jak jakieś bożyszcze, które sfrunęło z niebiosów. A urody, powiedzmy sobie szczerze, jestem dość przeciętnej. Przynajmniej tak kiedyś wierzyłam. Obecnie moje ego szybuje wysoko ponad linię horyzontu i mniemam, już nic nie będzie mnie wstanie strącić z tego poziomu. Jeszcze parę razy usłyszę, jaka to jestem „bjuuuuutiful!” i zacznę się zastanawiać, dlaczego jeszcze nikt nie zaproponował mi romansu z show biznesem. Toż taka uroda jak moja nie powinna pozostawać w ukryciu!

[przecudny park tuż pod obok mojego bloku]

Poważnie, łatwo popaść w samouwielbienie, gdy wszyscy wokoło nie tylko zauważają twoją egzystencję, ale co więcej, patrzą na ciebie z nieukrywaną fascynacją i zazdrością. Gdy idę ulicą każdy, ale to każdy facet wodzi za mną wzrokiem. Co więcej, czasem co odważniejszy i znający choć odrobinę angielskiego zagada albo przynajmniej zamacha, wrzeszcząc „hello!”. Po drodze do mojej pracy mijam dwóch takich strażników przy budynkach rządowych, którzy ciężko się obrażają, jeśli im nie odmacham, za każdym razem, gdy ich mijam (a czasem jest to nawet 6 razy dziennie…). Ostatnio jeden mi nawet posłał w powietrzu buziaczka… @___@ Zgroza! Moi starsi uczniowie dumni są jak pawie, gdy wybiorę się z nimi na kawkę. Jakby dostąpili jakiegoś zaszczytu, przebywając w miejscu publicznym z białym człowiekiem. Przedstawicielem zachodu, innego świata… Czasem mam wrażenie, że nawet innej planety.

Ciągle nie mogę rozgryźć dlaczego ludzie zachodu budzą taką sensacje wśród Azjatów. Dlaczego ukochali sobie właśnie takie cechy wyglądu zewnętrznego, które właściwie nie występują u ich nacji. U Hindusów obiektem pożądania jest mlecznobiała cera, niebieskie oczy i jasne włosy. Azjaci ze wschodu kochają nasze wystające nosy i wielkie (w ich mniemaniu) oczy z podwójną powieką…

Chociaż jakby się nad tym głębiej zastanowić… U nas ludzie skwierczą na słońcu, podlewając się tłuszczykiem, eee… tzn. oliwką do opalania, żeby tylko zgrillować się na skwareczkę… Yyyy, nabrać ładnego koloru, mam na myśli. Nie dogodzisz ludziom, ot co. A skoro moje ego tylko na tym korzysta, nie zamierzam za dużo na ten temat utyskiwać.

[co kto lubi...]

Moja samoocena wystarczająco już się podpasła bym mogła bez żenady wyznać: tak, marzy mi się! Może nie tyle światowa popularność (aczkolwiek odrobina masowego uwielbienia nie jest zła ;), co uznanie moich twórczych zasług dla ojczyzny! A co! Kto mi zabroni?!

Dziękuję ci, wielki świecie, za +100 do poczucia własnej wartości! ^^