wtorek, 26 lipca 2016

Z serii: czym zajmuje się Walerianka, gdy siedzi w domu

Dekorowaniem! Jako, że dorobiłam się wreszcie własnego mieszkania (wynajmowanego), mogę się bez przeszkód oddawać mojej nowej pasji! Możecie mi wierzyć, że znalezienie czegoś na stałe w Monachium jest sporym wyzwaniem i zajęło nam to cały rok!

[bo świeczek nigdy za wiele!]

Na szczęście przeprowadzki co kilka miesięcy to już przeszłość! Dziś chciałam Wam zaprezentować kilka projektów, które cieszą moje oczy.

[pomysł podpatrzony tutaj]

Jak się okazało, mam obsesję na punkcie zieleni w doniczkach. Jak każdy szanujący się ogrodnik-amator wyznaję zasadę, że zawsze znajdzie się miejsce na kolejny kwiatek! Ten zrobiony z papieru również! 


Ta orchidea nigdy nie przekwitnie, a co najlepsze, nie kosztuje kroci! Można ją sobie samemu wydrukować, wyciąć i skleić, a gałązkę przynieść z parku. Wzór do pobrania tutaj.


Bluszcz z kolei siedzi sobie na górnej półce w mocno ocienionym miejscu, nie zwieszając smętnie witek, choć nikt go nie podlewa. Dla potrzeby zdjęcia przemieścił się w stronę światła, ale już wrócił w strefę mroku.

Patrząc na powyższe projekty, zdążyliście się już pewnie zorientować, że wycinanki działają na mnie wysoce kojąco. Straciłam rachubę, nie tylko ile godzin spędziłam nad wycinaniem owych motylków, ale również ile ich wycięłam! Nadwyżki utworzyły girlandę w dużym pokoju i w sypialni.

[okno w kuchni]

[sypialnia]

Zasłony to również moja radosna twórczość. W przeciwieństwie do mojej siostry, nie jestem wielką fanką igły, więc zakupione dawno temu sari skleiłam gorącym klejem. Voila! 

W sypialni mam również zainstalowany taki oto szykowny wieszaczek na kolczyki. 


Nad drzwiami wisi też własnoręcznie sklejony (tak, znów polał się gorący klej!) toran, znane również pod nazwą "indyjskie dyndadło".


Łazienka też nie ustrzegła się mojego kreatywnego palca. Doszłam do wniosku, że białe doniczki są nudne...


A i ściana potrzebuje jakiegoś urozmaicenia.


Zapewne nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w kwestii dekoracji i to tylko kwestia czasu, gdy pojawi się coś nowego.


Jak na przykład ten chwościk na zegarze.

Do tego czasu, nie pozostaje mi nic innego, niż życzyć Wam, kochani Czytelnicy,...



czwartek, 21 lipca 2016

Nowy początek… oby!

Ciekawa jestem, czy ktoś tu jeszcze zagląda. Nie rozpieszczałam Was przez ostatnie… Dwa lata! Czasem tak mam, że dopada mnie kryzys twórczy, po czym bardzo trudno jest mi znów usiąść do pisania. A werwy jak zawsze nie brakuje!


Jako że prowadzę od przeszło dwóch lat raczej osiadły tryb życia, postanowiłam zmienić nieco koncepcję „Walerianki w podróży”. Ku mojemu nieszczęściu (albo i szczęściu), poza podróżami i moim azjatyckim zboczeniem mam jeszcze wiele innych małych pasji i namiętności. Czasem nachodzą mnie też różne refleksje na ten, czy owy temat.

Kiedy nie ganiam za bandą sześciolatków (czytaj: pracuję), nie piszę, nie czytam ani nie oglądam naukowych wywodów o kosmosie na youtubie (wspominałam, że mam szeroki wachlarz zainteresowań? :P), to zajmuję się dopieszczeniem mojego gniazdka. Uwielbiam wszelkiej maści projekty „zrób to sam” i godzinami mogę siedzieć i wycinać motylki z papieru! Do tego mój wąż w kieszeni podejrzanie milknie, gdy ze sklepowych półek uśmiechają się do mnie różne świeczniki, pledy i inne pierdy. Dziś jest już za ciemno, ale jutro zrobię porządne zdjęcia i się co nie co pochwalę!


Przeglądałam też zdjęcia, które napstrykałam podczas moich chińskich wojaży i naszło mnie kilka refleksji. Życie pod jednym dachem z chłopakiem z importu również skłania do zadumy nad różnicami kulturowymi, tudzież ich brakiem.  

Miejmy nadzieję, że ten post zapoczątkuje powrót grafomanii i już niedługo zaleję Was artykułami! Na Skośnookim również powinno się coś niedługo ukazać, gdyż komentarz od pewnego anonimowego Prawdziwego Polaka nakazuje mi kontynuowanie działalności artystycznej! ;)

Trzymajcie kciuki, by wicher począł wiać w moje pisarskie żagle!

Do zobaczenia już niedługo! ^^



Oby…