Dekorowaniem!
Jako, że dorobiłam się wreszcie własnego mieszkania (wynajmowanego), mogę się bez
przeszkód oddawać mojej nowej pasji! Możecie mi wierzyć, że znalezienie czegoś
na stałe w Monachium jest sporym wyzwaniem i zajęło nam to cały rok!
[bo świeczek nigdy za wiele!]
[pomysł podpatrzony tutaj]
Jak się okazało, mam obsesję na punkcie zieleni w doniczkach. Jak każdy szanujący się ogrodnik-amator wyznaję zasadę, że zawsze znajdzie się miejsce na kolejny kwiatek! Ten zrobiony z papieru również!
Ta orchidea nigdy nie przekwitnie, a co najlepsze, nie kosztuje kroci! Można ją sobie samemu wydrukować, wyciąć i skleić, a gałązkę przynieść z parku. Wzór do pobrania tutaj.
Bluszcz z kolei siedzi sobie na górnej półce w mocno ocienionym miejscu, nie zwieszając smętnie witek, choć nikt go nie podlewa. Dla potrzeby zdjęcia przemieścił się w stronę światła, ale już wrócił w strefę mroku.
Patrząc na powyższe projekty, zdążyliście się już pewnie zorientować, że wycinanki działają na mnie wysoce kojąco. Straciłam rachubę, nie tylko ile godzin spędziłam nad wycinaniem owych motylków, ale również ile ich wycięłam! Nadwyżki utworzyły girlandę w dużym pokoju i w sypialni.
[okno w kuchni]
[sypialnia]
Zasłony to również moja radosna twórczość. W przeciwieństwie do mojej siostry, nie jestem wielką fanką igły, więc zakupione dawno temu sari skleiłam gorącym klejem. Voila!
W sypialni mam również zainstalowany taki oto szykowny wieszaczek na kolczyki.
Nad drzwiami wisi też własnoręcznie sklejony (tak, znów polał się gorący klej!) toran, znane również pod nazwą "indyjskie dyndadło".
Łazienka też nie ustrzegła się mojego kreatywnego palca. Doszłam do wniosku, że białe doniczki są nudne...
A i ściana potrzebuje jakiegoś urozmaicenia.
Zapewne nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w kwestii dekoracji i to tylko kwestia czasu, gdy pojawi się coś nowego.
Jak na przykład ten chwościk na zegarze.
Do tego czasu, nie pozostaje mi nic innego, niż życzyć Wam, kochani Czytelnicy,...